- Nie, dlaczego? - odparł, przechodząc na angielski. - Właśnie rozmawiamy o twojej urodzie. rzucić z lęku czy niechęci przed uwikłaniem się w coś po¬ ważniejszego. Dlatego on cię wyleczy z uciekania przed uczuciem. Nie możesz przez całe życie uciekać. - Sądząc po jej niezdarnym piśmie... - zaczęła Tammy zdławionym głosem. - ...ona chyba też ostro piła. Tym razem wybuchnął Mark. Pijaka. - Tylko dzieci kogoś lubią lub nie lubią takim, jakim ten ktoś jest, nie patrząc na to, jakie zajmuje Oczywiście Chris był już wtedy wprawnym wędkarzem, bowiem Huff od lat zabierał go na ryby. Danny zaczął narzekać, że nie chce tego robić. Nie podobało mu się nakładanie przynęty na haczyk, ponieważ nie chciał skrzywdzić robaka. Powiedział, że ma nadzieję, iż nie złowi ryby, bo wtedy ona by umarła. Po odejściu matki Danny był przejęty ideą śmierci. Tydzień wcześniej płakał całymi godzinami nad martwym świerszczem, którego znalazł na werandzie. Zamiast jednak pocieszyć dzieciaka, spróbować jakoś mu to wszystko wytłumaczyć albo po prostu dać mu spokój, bo w końcu, co za różnica, czy złapałby rybę tego dnia, czy nie, Huff potwornie się wściekł. Powiedział Danny'emu, że nie pójdzie do domu, dopóki czegoś nie złowi. Kazał mu tkwić w tym śmierdzącym żółtym mule przez całe popołudnie, nie szczędząc ojcowskiej pogardy i drwiny ze strony Chrisa. Mój starszy brat miał pod tym względem wolną rękę, był wręcz zachęcany do upokarzania Danny'ego. Zanim dziecku udało się złapać rybę, słońce już dawno zapadło za horyzont. Zdejmując ją z haczyka, Danny płakał przez cały czas, ale wreszcie mu się udało - skończyła Sayre miękko. - Zrobił to, a potem, w jedynym akcie buntu, jaki kiedykolwiek u niego widziałam, wrzucił nieszczęsną rybę z powrotem do wody i przysiągł, że nigdy więcej nie będzie wędkował. Beck zaparkował tuż przed recepcją hotelu. Gdy Sayre kończyła opowieść, usiadł twarzą do niej, kładąc ramię na oparciu jej fotela. Kilka milimetrów dalej i palce dotknęłyby jej ramienia. Wyraźnie widział, kiedy pogrążona we wspomnieniach Sayre zorientowała się, że przez cały ten czas była w centrum jego uwagi, wyprostowała się bowiem i odchrząknęła. - Danny nienawidził tego miejsca. Wiązały się z nim zbyt bolesne wspomnienia. Dlaczego więc zdecydował się pójść tam owego niedzielnego popołudnia? - Może właśnie dlatego, Sayre. Jeśli był wystarczająco przygnębiony, żeby popełnić samobójstwo, w masochistycznym odruchu wybrał miejsce związane z najboleśniejszymi wspomnieniami? - Jeżeli to było samobójstwo. - Spojrzała mu prosto w oczy. - Dlaczego szeryf przesłuchiwał Chrisa? - Nie przesłuchiwał. Chris musiał tylko... - Tak, tak, wiem. Musiał tylko odpowiedzieć na kilka pytań, które jednak okazały się na tyle poważne, żeby przyprawić Huffa o atak serca. Beck odwrócił głowę i spojrzał na czerwoną neonową strzałkę wskazującą drzwi do recepcji. Przez dużą szybę widział właściciela, siedzącego w fotelu, obracającego w ustach wykałaczkę i oglądającego telewizję. Nie wykazał najmniejszego zainteresowania potencjalnymi klientami. Najwyraźniej nie było to takie znów niezwykłe, że mężczyzna i kobieta spędzali jakiś czas w wozie przed hotelem, dyskutując o tym, czy wynająć tu pokój. - Znaleźli w domku coś, co czyni Chrisa podejrzanym. Powiedział, że nie odwiedzał tego miejsca od tamtej nocy, gdy Frito pogonił rysia - powiedział, znów patrząc na nią. - Myślę, że twój brat mówi prawdę. - Co tam znaleźli? - Pudełko zapałek z klubu w Breaux Bridge. - To wszystko? Niezbyt solidny dowód rzeczowy. To pudełko mógł zostawić tam ktokolwiek, o każdej porze. - Normalnie bym się zgodził. Sęk w tym, że to nowy klub. Jego otwarcie nastąpiło dopiero w sobotę, w noc przed śmiercią Danny'ego. Wcześniej nikt nie mógł wejść w posiadanie firmowych zapałek - wyjaśnił Beck. - Chris przyznał się, że był w klubie tej nocy i wrócił do domu późno. Powiedział też, że palił podczas imprezy, miał więc powód, by zatrzymać pudełko zapałek. Mark ledwo zwrócił na niego uwagę. - Podaj kolację tylko dla panny Dexter, ja zjem u siebie - rzucił. - I opiekuj się nią. Mały patrzył na zbliżającą się i uciekającą łyżeczkę, jak¬by ta go zdradziła. Nie rozumiał, że to zabawa. Nie umiał się bawić. Łyżeczka dotknęła języka malca i znowu odleciała, i po-nownie zanurkowała jak mały aeroplan. Tammy zaśmiała się zachęcająco. - Zająć się z powrotem Henrym na poprzednich zasa¬dach? Wcale ci tego nie proponuję, za dużo bym stracił. Chcę być za niego odpowiedzialny. I za mój kraj też. - Po¬patrzył na nią z powagą. - Przeszłość jest już zamknięta. Teraz jestem naprawdę gotów przyjąć na siebie obowiązki zarówno głowy państwa, jak i opiekuna Henry'ego. Posta¬ram się wywiązać ze wszystkiego jak najlepiej i nie powta¬rzać starych błędów, ani błędów mojej rodziny. Zmieniłem się. Dzięki tobie. Zjadł śniadanie, stojąc w oknie, by móc odprowadzić wzrokiem Tammy. Szła w stronę najbliższego zagajnika sprężystym krokiem i nawet się nie obejrzała. Na ramieniu niosła piłę łańcuchową. Obarczyła go opieką nad dzieckiem i wcale się tym nie przejmowała! Szła robić to, co lubiła, jakby w ogóle nie pamiętała już o Marku. A on stał w oknie i patrzył za nią... Gdy znikła między drzewami, poczuł dotkliwą pustkę. Książę odruchowo wziął dziecko. Mark był tak pewny swego, że sens jej zachowania w ogóle do niego nie dotarł. Nadal przyglądał się jej z peł¬nym wyższości uśmiechem. Furia Tammy sięgnęła zenitu. Miał jeszcze czelność się uśmiechać! - Nie bądź śmieszna. Nie boję się duchów. akademia IOD
- Mogłabym... - zaczęła powoli, jakby z wahaniem. nazwałem. Kiedyś zjawiła się na mojej planecie nie wiadomo skąd. Początkowo sądziłem, że to jakiś chwast i - Jak to? Wiedziałeś o tym? Oferta limitowana na mieszkania a sprzedaż Kołobrzeg koniecznie sprawdź!
pełnych piersi i bioder. - Moje dzieci nie kłamią - broniła ich Karolina. - Gdzie Kahli? jaki materac wybrać dla nastolatka
jakimś malarstwem, nie pomoże to naszej sprawie. Sylwia. Jej sypialnia, wyposażona w garderobę i łazienkę, znajdowała się naprzeciw sypialni Lorenza. Assunta rozluźniła się i opowiadała wesoło o pracy w londyńskiej restauracji kuzyna jej ojca, gdzie nauczyła się angielskiego. Była teraz wdową, ceniła sobie niezależność i praca u Lorenza sprawiała jej zadowolenie.
Tammy wykonała uspokajający gest dłonią. Mały Książę posłuchał Róży. Pochylił się i poczuł nieznany dotąd, intensywny zapach... Kiedy otworzył oczy, - Tak mi przykro. - Nie. Czemu miałabym płakać? - Powiedziałbym mu, że cieszę się z jego powrotu i że brakuje mi jego pomocy, a nawet... jego towarzystwa. Bo tak To Tammy zajmowała się młodszą o pięć lat Lara, po¬nieważ ich matka nie interesowała się dziećmi. Uwielbiała przytulać siostrzyczkę, czesać ją, kołysać do snu. Dzięki niej nie czuła się samotna, nareszcie miała kogoś, kogo mog¬ła kochać, z kim czuła się dobrze. Niestety, z wiekiem Lara stawała się coraz bardziej podobna do matki i gdy podrosła, przejęła jej sposób bycia. Nie miała już ochoty spotykać się z Tammy, która znów została sama. Na szczęście nikt nie mógł jej odebrać wspomnień o tych kilku pięknych, przeżytych z siostrą latach... A teraz Lara nie żyła. Miała zaledwie dwadzieścia dwa lata. Przez całą kolację pragnął jej do szaleństwa. Gorzej. Pragnął jej przez cały dzień. A może to zaczęło się już dużo wcześniej? Może w samolocie? A może jeszcze w dalekiej Australii? szkolenia chłodnicze